ks. Marek Spyra
Choćbym przechodził przez ciemną dolinę… (Ps 23)
O poszukiwaniu światła w czasach zarazy
I
Człowiek się szybko przyzwyczaja. To oczywiste, że po zimie przychodzi wiosna, że po nocy przychodzi dzień, że ciemność nie trwa wiecznie. Dlatego tak łatwo przychodzi planowanie: jutro pojadę na zakupy, potem mamy weekend, odwiedzimy znajomych, zobaczymy coś ciekawego, a w wakacje przeżyjemy fascynujący czas. Stać nas na to. Tak można funkcjonować przez wiele lat. Niemożliwe, by ktoś lub coś nam w tym przeszkodziło. Zaczynamy traktować życie jak automat nigdy się nie psujący.
Są jednak wydarzenia, których nikt się nie spodziewał. W 2001 roku, w Nowym Jorku, terroryści uderzyli w wieżowce. Kilka lat później ogromne tsunami zabrało tysiące ofiar ludzkich, albo tsunami i katastrofa elektrowni jądrowej w Japonii. Kilka minut wystarczyło, by ten pewny system funkcjonowania życia ludzkiego został zachwiany. Do takich wydarzeń należy także pojawienie się wirusa, którego pochodzenia nie potrafimy zidentyfikować. Pojawił się nagle. Najpierw był lekki uśmiech, potem niedowierzanie – jak to jest możliwe, by w tak cywilizowanym świecie zjawiło się coś nad czym człowiek nie potrafi zapanować? A na końcu pojawia się lęk. Jak można zapewnić sobie bezpieczeństwo?
Dla człowieka wierzącego jest to wyzwanie ogromne. Chrześcijanin doświadcza tych samych zagrożeń. Też choruje i też umiera. Niby to jest oczywiste. Ale przecież on się modli do swojego Boga. Bóg go uratuje z każdej klęski! Jeśli jest inaczej to jaki jest sens wiary? Doprawdy?
Otwieram jeden z najbardziej znanych psalmów. Jest to psalm 23: Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, przywraca mi życie… Chociażbym przechodził przez ciemna dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną…
Czas obecny jest czasem łaski. Każdy może się zatrzymać, oderwać od codziennego automatyzmu, nabrać dystansu, poszukać sensu. Najczęściej pojawiającym się dziś pytaniem jest kiedy to się skończy. Nikt nie zna prawdziwej odpowiedzi. Musimy odłożyć jakiekolwiek planowanie. Jest to próba wiary – pozwolić się dać prowadzić. Zaufać. Pan jest moim pasterzem, aczkolwiek prowadzi mnie czasem zupełnie inaczej niż bym się spodziewał. Na tym polega zaufanie – nie kalkulacje ludzkie, ale mądrość Boża. Droga, którą prowadzi On, na pewno idzie ku życiu, a nie ku śmierci. Dla chrześcijan źródłem światła jest Słowo Boże. Żaden wirus tego świata Go nie zniszczył i nigdy nie zniszczy. To jest pierwsza Dobra Nowina, której potrzebujemy.
Katowice, 20 marca 2020
ks. Marek Spyra
II
Skąd się biorą choroby? Skąd się bierze wirus siejący panikę i roznoszący śmierć? Dlaczego natura jest wewnętrznie „skłócona”? To co dzieje się dzisiaj nie jest ani pierwszym, ani ostatnim takim przypadkiem. Książka, która obecnie jest bardzo poszukiwana, Dżuma Alberta Camus, należy chyba do najważniejszych dzieł literackich XX wieku. Warto ją czytać, bo precyzyjnie odkrywa mechanizmy psychologiczne i duchowe w czasach zarazy. Została napisana w latach czterdziestych przez Francuza, który zachwycił się egzystencjalizmem z domieszką agnostycyzmu. Czytając ją jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że dotyka najistotniejszych dylematów duchowych człowieka. Można powiedzieć, że jest to książka religijna. Autor ociera się o bliskość Pana Boga, chociaż Go nie widzi, ani nie słyszy.
Zakończenie powieści jest bardzo pesymistyczne: Słuchając okrzyków radości dochodzących z miasta, Rieux pamiętał, że ta radość jest zawsze zagrożona. Wiedział bowiem to, czego nie wiedział ten radosny tłum i co można przeczytać w książkach, że bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostać uśpiony w meblach i bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach, w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki, dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście. To jest wizja straszna, ale prawdziwa. Zastanawiamy się dlaczego tak jest. Dlaczego tak musi być?
Komórka, która została stworzona po to, by służyć życiu, w pewnym momencie staje się nosicielem śmierci. Została zatruta. Chrześcijanie wierzą, że choroba nie jest początkiem zła na świecie. Początkiem wszelkiego zła jest najgorszy wirus jaki może sobie wyobrazić to znaczy grzech pierworodny. To nim jesteśmy skażeni, to on jest odpowiedzialny za wszelkie zło na tym świecie. Niestety bardzo często o nim zapominamy. Tymczasem każdy człowiek jest nim dotknięty. Każdemu grozi choroba duszy czyli egoizm i pycha – to ona prowadzi do śmierci. Wszelka ludzka niesprawiedliwość, cierpienie niewinnych, choroby i śmierć mają swoje korzenie w grzechu, misterium iniquitatis – tajemnicy nieprawości. Grzech jest tajemnicą, dlatego nie wiemy w jaki sposób grzech dotyka nie tylko człowieka, ale całą naturę wszechświata. W świecie przyrody dochodzi zatem do potężnych konfliktów. Świadomość tej sytuacji chrześcijanie mieli od początku. Św. Paweł powie: Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała co wiedzie ku tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego (Rz 7,24n).
Charles Peguy, inny wielki literat i myśliciel francuski, powie, że Chrystus przyszedł na świat nie po to, by go zmienić, ale po to by go zbawić. W tym jest nasza nadzieja. W świecie wirus jest stale obecny, ale nadzieja chrześcijańska nie jest z tego świata.
Katowice, 20 marca 2020
ks. Marek Spyra
III
W jaki sposób działa na nas epidemia, bliskość choroby, która może się przenosić z osoby na osobę? Pojawia się wielkie ryzyko, a z nim strach, że ktoś może zostać zarażony. Trzeba pamiętać o głównym wirusie, którym człowiek jest zarażony czyli o egoizmie i dlatego pierwsza pokusa, która się pojawia to troska o własne zdrowie, o własny interes. Może to przybierać różne postawy i zachowania. Może się to wyrażać w myśleniu: co mnie to obchodzi? To nie jest mój problem. Ja z tym nie mam nic wspólnego. Dlatego ktoś może pozostawać przy swoim stylu funkcjonowania. Będzie próbował pokazać, że nic się nie zmieniło. Albo też ostentacyjnie i prowokująco pokazuje, że ma lekceważący stosunek do wszelkich społecznych zasad. W Katowicach, w tych dniach, wielu ludzi przychodziło na teren rekreacyjny na Muchowcu po to by w grupach towarzyskich się spotykać i grillować. Jest to o tyle dziwne, że jesteśmy na progu wiosny i normalnie takich rzeczy się nie robi. Trwało to do czasu gdy władze Katowic wydały oficjalny zakaz organizowania wszelkich imprez na terenach rekreacyjnych.
W powieści Alberta Camus pojawia się dziennikarz, który przyjechał do Oranu tylko na chwilę, przygotować artykuł, i razem z innymi znalazł się w zamkniętym mieście. Przychodzi zatem do głównego lekarza i prosi o pomoc w wydostaniu się z tego przeklętego miejsca. Opowiada mu swoja historię mówiąc, że jest obcy, że on nie stąd. Tymczasem lekarz wyprowadza go z błędu: to nieprawda, Pan już jest stąd, czy chce Pan, czy nie.
W dziennikarzu rodzi się bunt. Zatem co to jest solidarność?
Tymczasem obok ludzi, którzy boją się o swoje zdrowie są inni, którzy nie uniknęli zarażenia się. Sami sobie nie poradzą. Potrzebują pomocy. Dlatego pojawia się zakaz przemieszczania, by liczba chorych była jak najmniejsza. Jednak chodzi o coś więcej – potrzeba ludzi, różnego rodzaju służby, lekarzy, pielęgniarki, wolontariuszy, by być blisko osób chorych. Kto ma to uczynić? Czy to wynika z obowiązku czy z ludzkiej wrażliwości?
Na ostatniej stronie Dżumy odnajdujemy taki zapis: Rieux postanowił napisać opowiadanie, żeby nie należeć do tych, co milczą, żeby świadczyć na korzyść zadżumionych… i powiedzieć po prostu, to czego można się nauczyć, gdy trwa zaraza – że w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę. Może to jest najważniejsze zdanie w całej powieści. Człowiek jest, mimo wszystko, godny podziwu, że jest zdolny do miłości, która nie zależy od okoliczności, która jest zdolna narazić własne życie, która nie liczy godzin i dni.
W tych dniach w liturgii pojawił się fragment Ewangelii: Jeden z uczonych w Piśmie podszedł do Jezusa i zapytał Go: «Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?» Jezus odpowiedział: «Pierwsze jest: „Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”. Drugie jest to: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Nie ma innego przykazania większego od tych». To jest czas kiedy znowu możemy zachwycić się człowiekiem.
Katowice, 21 marca 2020
ks. Marek Spyra
IV
Wirus dopadł nas w okresie Wielkiego Postu. I nie wiadomo czy odpuści przed świętami wielkanocnymi. Wszystkie znaki wskazują, że tegoroczny Wielki Post potrwa o wiele dłużej. Tajemnica i strach przed śmiercią dominują w Europie. Godzinę temu podali, że we Włoszech, tylko dzisiaj, umarło ponad osiemset osób. Każdego dnia więcej. W Polsce na razie się uspokajamy.
Tymczasem chrześcijanie przeżywają Niedzielę Radości. Co to znaczy? Jak tu się cieszyć? A może to tylko potwierdza, że religia, a zwłaszcza chrześcijaństwo, to opium dla ludu – jak mawiają uczniowie Karola Marksa. Ta refleksja nad radością jest potrzebna przede wszystkim samym chrześcijanom. Stawką jest sens obecności Jezusa Chrystusa w świecie. Chrystus przynosi światłość czy ciemność człowiekowi?
W Liturgii Słowa do dzisiejszej Niedzieli Radości znajdujemy słowa Jezusa: Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata. A w Liście św. Pawła do Efezjan autor mówi: Niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości. Radość chrześcijańska nie zależy od okoliczności zewnętrznych. Nie jest też rodzajem krzyczącej wesołości. Jest raczej znakiem pokoju serca, zaufania, znakiem, że człowiek jest na właściwym miejscu i we właściwym czasie.
Radość chrześcijańska wyraża się w konkretnych postawach. Spróbujmy je nazwać.
- Chrześcijanin nigdy nie panikuje. To nie znaczy, że nie przeżywa lęków. Wie jednak, że jest w rękach Pana Boga. Ta ufność jest silniejsza niż lęk.
- Panika jest jak straszny wirus rozsiewany wokół. Panika szybko się przenosi i zatacza coraz większe kręgi. Jest samobójcza. Tym co nas ratuje od panicznego lęku jest zaufanie. Człowiek należy do Tego, który pokonał śmierć, który zmartwychwstał dwa tysiące lat temu. Tak jak panika się roznosi szybko tak i pokój serca udziela się wszystkim, którzy są blisko.
- Chrześcijanin nie sieje zamętu. W czasach zagrożenia zawsze są tacy, którzy chcą za wszelką cenę zbić swój interes. Nie liczą się środki, nie liczy się człowiek. Groźna jest manipulacja i oszustwo. Służby obecnie przestrzegają ludzi przed takimi, którzy przychodzą, zwłaszcza do starszych, z propozycją dezynfekcji mieszkania. W każdej wojnie są tacy, którzy szukają łupów. Tymczasem chrześcijanin wie, że aby obronić rzeczy najważniejsze czasem trzeba coś stracić. Być światłością oznacza życie w prawdzie, która nie oszczędza nikogo, ale która też wyzwala każdego.
- Chrześcijanin to człowiek, dla którego nigdy nie jest obojętny bliźni potrzebujący pomocy. Są zawsze tacy, którzy mają się gorzej i którym można pomóc. Chrześcijanin zawsze ma środki do pomocy, nawet ten najbiedniejszy. Warto rozejrzeć się wokół. Dzisiaj jesteśmy zachęcani, by myśleć także o innych.
- Czym byłby świat bez nadziei pochodzącej od Chrystusa? To jest największa odpowiedzialność ludzi wierzących. Taka jest też odpowiedź na pytanie co wnosi chrześcijanin do współczesnego świata – Nadzieję.
Katowice, 21 marca 202
ks. Marek Spyra
V
W ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw niż na pogardę – takie słowa zostawił nam Albert Camus. To jest piękne świadectwo człowieka, którego można określić jako poszukującego agnostyka. Jak każdy czas dramatyczny, tak i ten ukaże nam wielkich bohaterów, ludzie, którzy są zdolni do wielkich poświęceń, którzy w sposób bezinteresowny gotowi są wykorzystać swoje zdolności, całą swoją inteligencję, a nawet poświęcić swoje życie dla ratowanie bliźnich. Będą też tacy, którzy przejdą do historii jako niechlubne przypadki, miejmy nadzieję, że stanowią zawsze mniejszość.
W Dżumie Alberta Camus odnajdujemy taki dialog: Krótko mówiąc – powiedział Tarrou z prostotą – chciałbym wiedzieć, jak stać się świętym, tylko to mnie interesuje. Rieux odpowiedział: Ale pan nie wierzy w Boga. Właśnie – mówi Tarrou – Znam dziś tylko jedno konkretne zagadnienie: czy można być świętym bez Boga… Możliwe – odparł doktor – ale widzi pan, czuje się bardziej solidarny ze zwyciężonymi niż ze świętymi. Sądzę, że nie mam upodobania do bohaterstwa i świętości. Obchodzi mnie, żeby być człowiekiem.
To jest niesamowity dialog i może też trochę niezrozumiały. Chodzi o definicję świętości. Doktor Rieux reprezentuje myślenie, które, niestety, funkcjonowało w mentalności chrześcijan przełomu XIX i XX wieku. Święty to ktoś kogo zło się nie ima, jest wolny, prawie, że od wszelkich pokus. To ktoś chodzący ponad wszelkimi upadkami i podłościami tego świata. On nigdy się nie pobrudzi. Jest raczej triumfatorem aniżeli uczestnikiem w biedach tego świata. Moglibyśmy powiedzieć, że jest to wizja świętości zaczerpnięta ze Starego Testamentu gdzie świętość oznacza dystans. Każdy kto zbliży się do Świętego musi umrzeć. Dzisiaj grozi nam taki sam fałsz, gdy zaczynamy udowadniać, że jeśli ktoś jest wierzący naprawdę to nigdy się nie zarazi chorobą. W ostatnich latach spotkałem ludzi, i to młodych katolików, którzy zachwycili się myśleniem nowych ruchów pentekostalnych mówiących, że jeśli ktoś wierzy naprawdę i modli się naprawdę zawsze będzie wolny od cierpienia. W Starym Testamencie mamy wiele przykładów takiego myślenia: kto zgrzeszył – on, albo jego rodzice? Jeśli jest chory to znaczy, że musiał zgrzeszyć. Jezus obalił tę mentalność.
Camus w swojej powieści polemizuje z taką wizją, która nie pochodzi od Ewangelii. Stanowisko, które reprezentuje doktor jest czystym chrześcijaństwem. Czasem człowiek niewierzący musi nam pokazać brak konsekwencji.
Wzorem świętości jest sam Jezus Chrystus, który przyszedł na świat, by pokazać, że Bóg chce być blisko każdego człowieka. Tak Bóg umiłował świat, umarł za nas gdyśmy byli jeszcze grzesznikami – to jest wykładnia świętości. To znaczy, że Jezus uniżył samego siebie, że wszedł do życia każdego człowieka, że stał się grzechem, pobrudził się, by nas z tego błota wyciągnąć. To znaczy, że Jezus czuje się solidarny ze zwyciężonymi, których pokonał wirus grzechu, których opuściła wszelka nadzieja. Jezus umarł na krzyżu w pogardzie wielkich tego świata. Był w pełnym tego słowa znaczeniu człowiekiem.
Bohaterów w tym świecie mamy bardzo wielu, o nich się pisze, stawia się im pomniki, dokonywali rzeczy spektakularnych, z których jesteśmy dumni. Święci umierali w zapomnieniu sprawiając wrażenie, że nigdy nikt o nich nie będzie pamiętał. Często nie ma po nich żadnego wielkiego dzieła materialnego. Jedyną rzeczą jaką zostawili jest Miłość, która zwyciężyła śmierć. To jest dzieło nadludzkie, przekraczające wszelkie możliwości człowieka. Dlatego nie można być świętym bez Pana Boga.
Katowice, 22 marca 2020
ks. Marek Spyra
VI
Choćbym przechodził przez ciemna dolinę… Ona się jednak nie kończy. I nie wiadomo gdzie jest koniec. Człowiek idący w ciemnościach jest bezradny. Nie wie gdzie iść i jaką decyzję podjąć. Nie ma punktów odniesienia, bo nic nie widać. Na tym polega absolutna ciemność. Człowiek jest bezradny. Potrzebuje kogoś kto go poprowadzi.
Czytamy w Psalmie 23: Pan jest moim Pasterzem, niczego mi nie braknie. To jest odpowiedź na lęki bezradnego człowieka. Tylko gdzie jest ten Pasterz?
Przeżywamy trudny czas epidemii i szukamy pasterza, kogoś kto nas poprowadzi. Czy tym pasterzem jest moja wiedza? Jak liczyć na coś co jest ograniczone. Człowiek w ciemności zdaje sobie sprawę z tego, że nic nie widzi. Zatem jego wiedza nie zdaje egzaminu. Czy tym pasterzem jest moje sumienie? W normalnych warunkach sumienie podpowiada jaką decyzję podjąć. W sytuacji nadzwyczajnej sumienie podpowiada komu można zaufać?
Gdy niewiele wiemy i niewiele rozumiemy zaufanie jest podstawową odpowiedzią człowieka. Jednak zaufanie nie bierze się znikąd. Jest raczej wypracowywane przez wiele lat w uczciwych relacjach z ludźmi i z Panem Bogiem. Tymczasem dzisiaj, jak nigdy dotąd, rozumiemy, że przeżywamy potężny kryzys zaufania, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Tak długo podważano wiarygodność różnych ludzi, zwłaszcza autorytetów moralnych, różnych instytucji, i z drugiej strony, tak bardzo lekceważono swój własny autorytet. Dzisiaj ludzie mają potężny problem, problem zaufania, a to jest najważniejszą przyczyną braku współpracy i solidarności między ludźmi.
Ale spójrzmy na to zagadnienie z perspektywy chrześcijańskiej. Dla chrześcijan Dobrym Pasterzem jest tylko Jezus Chrystus, który odkupił człowieka oddając życie za niego. Gdzie możemy Go spotkać i doświadczyć Jego pomocy? Ewangelia uczy nas, że to jest możliwe tylko w Kościele. Jezus zostawił siebie w Kościele: Jego głos słyszymy w Słowie Bożym, w słowie biskupów na czele z papieżem, w znakach sakramentalnych, w geście miłosierdzia. To nie znaczy, że wszystko doskonale rozumiemy, ale człowiek wierzący wie, że jeśli jest prowadzony przez Kościół, jest prowadzony tym samym przez Chrystusa.
Jest taki dialog zapisany w Ewangelii św. Jana, w rozdziale 14: Powiedział Jezus: A gdy odejdę i przygotuje wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę. Odezwał się do Niego Tomasz: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę? Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem drogą i prawdą i życiem. Piękny dialog gdzie Tomasz wyraża swoje wątpliwości i próbuje wyciągnąć od Jezusa, żeby wszystko dokładnie najpierw im powiedział zanim pójdą razem z Jezusem. Jezus tego nie czyni, nie dlatego, że chce coś ukryć, albo, że chce coś na nich wymóc, tylko dlatego, że nawet gdyby powiedział to i tak, na obecnym etapie, niewiele by zrozumieli. Dlatego jedynym pytaniem było: czy ufacie? Czy wierzycie w to, że jeśli idziecie za Mną to jesteście na dobrej drodze?
Dzisiaj spotykamy się z zarzutami i pretensjami wobec biskupów, że są tchórzliwi, że odbierają to co chrześcijanie mają najcenniejszego czyli Eucharystię, że podejmują złe decyzje itp. Dzisiaj nam te decyzje trudno oceniać; nie widzimy i nie rozumiemy całości kontekstu. Nie czas też, by z nimi dyskutować. Pojawia się tylko jedno pytanie: czy ufacie Jezusowi, czy ufacie Kościołowi? Nie da się rozdzielić Kościoła i Jezusa. Nie da się przeżywać Eucharystii bez Kościoła, którego głową, w wymiarze lokalnym, jest biskup diecezjalny.
Obecny czas jest próbą naszego zaufania. Bez zaufania nie da się żyć. Bez niego nie da się zbudować żadnej wspólnoty, tym bardziej wspólnoty Kościoła.
Katowice, 26 marca 2020
ks. Marek Spyra